Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/82

Ta strona została przepisana.

chłania ona całą istotę naszą, codziennie zwracając nam odświeżoną, odnowioną, skąpaną w życiodajnych strugach, pod których tokiem rzecz ta każda nabiera przedziwnej przezroczystości. Wchłania duszę naszą i oddaje ją nam nieskończenie wysubtylizowaną, przetrawioną, podobną ciepłu, co się rozprasza i do wieczora ulatnia z popiołów i żużli. Wmawia w nas ustawicznie że jest macierzą rodu naszego, zmuszając nas do ustawicznego prześcigania samych siebie. Wskazuje nam sposoby przerzucenia każdego uczucia cierpienia bogdaj, w źródło nowej twórczej siły. Uczy że rozkosz tkwi śród udzielonych nam przez Przyrodę uświadomień i wmawia i szepce do ucha; że najpewniej ten, co więcej cierpi, mniej mądrym jest od tego... co więcej używa...
Na te zuchwałe, z jaskrawą swadą rzucone przez poetę słowa, dało się słyszeć w zgromadzeniu tu i owdzie niezadowolenie.
Królowa żywo i przecząco wstrząsła głową, damy zamieniły pomiędzy sobą, pełne wdzięcznego oburzenia spojrzenia, po chwili wszakże, po sali całej, ozwały się pełne zapału, młodzieńczych dłoni oklaski, przyklaskujące poecie, co z zuchwałą szczerością przyznał użyciu możność wzbijania się do wyższych form bytu.
Uśmiechnął się Effrena, w blasku poznając licznych swych zwolenników.
Uśmiechnął się, stwierdzając szybkość z jaką, się rozpowszechniały wyznawane i głoszone przezeń zasady, co już nie z jednego czoła zdmuchnęły mgły obezwładniającego smętku, nie w jednem oku zatamowały łzy płonne, nie w jedno serce wlały wzgardę dla skarg próżnych i współczuć jałowych.