Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/89

Ta strona została przepisana.

wyrostek z pięknem, białem piórem, przyczajony przed ponętną zdobyczą, bo i każdemu możność i chęć użycia zdawała się wzmożona do nieskończoności.
W głosach ich dźwięczało tak dalece wewnętrzne wzburzenie, że aż ten, co okrzyki te wywołał, zadrżał zdjęty na raz trwogą i smutkiem, w przewidzeniu popiołów i żużli, które w najbliższe jutro, powstaną z tego pożaru.
O jakież bo przeszkody, o jakie szkopuły ostre i kałuże miały się rozbić te wzburzenia, to gorączkowe pożądanie użycia, ta chęć nieprzemożona przystosowania do własnych karlich ramion, lotnych i zwycięzkich skrzydeł, na których władze nasze wzbijać się winny do wyższych celów!
Lecz noc przepiękna, wenecka noc wrześniowa popierała przemożną mocą swoją rozmarzenia i majaczenia gorączkowe.
Wszystkie widma władzy, sławy i rozkoszy, jakie przez wieki, przez długie, gród Anadiomeny piastował, kołysał i dławił w marmurowych swych ramionach, powstawały tłumnie z podwalin pałacu dożów, w targały do sali Wielkiej Rady przez drzwi otwarte na balkony, tłoczyły się zmartwychwstałą, gwarną ciżbą pod sklepieniem bogatem i barwnem.
Moc, co na szerokiem stropie i wysokich ścianach, biegła wzdłuż muskułów: malowanych, bogów, królów i bohaterów; piękność bijąca z lic malowanych bogiń i heter, spływały na obecnych wrzącym strumieniem dotykalnego niemal akordu, zlewając się w obraz jeden, jedyny, co