Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/90

Ta strona została przepisana.

wskazany przez poetę upojonym widzom, zdawał się dyszeć ciepłem i życiem.
Upojenie słuchaczy wybuchło okrzykiem na cześć tego, co do ich warg spragnionych przychylił czarę swej poezyi.
Teraz każdemu się zdawało, że widzi niezgasłe płomię pod wodną osłoną.
Nie jednego brała chętka zrywania i rozcierania w gwałtowmych palcach laurowych liści ku wonnemu namaszczeniu swych dłoni i każdy gotów był iść szukać na dnie ciasnych ponurych kanałów zardzewiałej szpady żelaztw i starodawnych wieńców złota.


∗             ∗

Teraz, w muzealnej komnacie przyległej do sali Wielkiej Rady, Stejio Effrena pozostał sam z kamiennemi posągami, zdala od ludzi, potrzebując ochłonąć i skupić się po wzruszeniach w których, dopiero co, cała jego istota zdawała się rozpraszać, udzielać i przelewać w piersi niezliczonych słuchaczy.
Z dopiero co wygłoszonych słów nie pozostało nawet echa w jego pamięci ani śladu z dopiero co widzianych obrazów... i tylko w myśli i pamięci, majaczyło mu owo kwiecie płomienne, co się wydziela z dzieł Bonifacia, i tylko zrywał je niosąc w daninie upragnionej kobiecie, i tylko wracała mu w myśli ustawiczną zwrotką