„Viva el forte, viva el grande...“[1]
O „Vincitor dell’Iudie dona...“
Sądzić by można, że chór widzi na prawdę zbliżające się a dopiero co przez poetę nad. grodem Anadiomeny wy wołane bóstwo.
Sądzić by można, że to strzępy purpurowej chlamydy Jesieni palą się w nutach wyrzucanych z ludzkich piersi tchem tak płomiennem, jak palące się w kryształowych kloszach iskry.
Bóstwo samo, nie już jego wyobrażenie, żywe, istotne, przeleciało nad zgromadzeniem.
„Vila il forte, viva el grande!“.
W gwałtownym przyspieszonym tempie, prześcigały się basy, kontrasty, soprany, okrzykując frenetycznie Nieśmiertelnego o tysiącznych nazwach, tysiącem uwieńczonego wieńców.
Był on „zrodzony z łoża niewymownych rozkoszy“ i był „podobny do młodzieńca w pacholęcych leciech“.
Całe starożytne upojenie Dijonzzosem, zdawało się szaleć i wylewać w chórale.
Pełnia i olśniewająca świeżość jego młodzieńczości jednym uśmiechem zdmuchnęły smutek i ucisk z serc ludzkich, objawiły się wytryskami żywiołowego niemal rozweselenia.
Zapalały się i gorzały niedojrżanych bosforyd[2] lica a tylko odbłysk pożaru, jak w hymnie