Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/95

Ta strona została przepisana.

Teraz dwa łosy wydzieliwszy się z chóru, opiewały na zmianę sielskie weselne gody, zaślubiny śród kwiecia i leśnej zieleni, malseńskie, miękkie węzły.
U wybrzeża zjawiła się nawa napełniona winogronami jak kadź w tłoczkami winnej i obraz ten raz już wieczora tego wywołany przez naszego poetę, uderzył wyobraźnię słuchaczy.
Zdawało się że śpiew dokonał cudu, którego świadkiem był ongi roztropny sternik Medoïdor: „wino słodkie i wonne zalało czarną i szybką nawę“... „zadrgały obwieszone niezliczonemi gronami żagle“... „niby bluszcze splątane sploty winorośli owinęły maszty od dołu do góry, pokrywając je kwieciem i gronami“... „wieńcami pokryte były wszystkich wioseł rękojeści“...
Fuga udzieliła się orkiestrze, wzbiła się, a głosom ludzkim wtórowały zgodne instrumenty.
W tem, niby tyrs lekki a wszechwładny wstrząśnięty nad bachantek zgrają, wybił się głos jeden nutą tak dźwięczną, czystą i świeżą, jak gdyby się w niej uśmiechnął wdzięk sielskiej, ludowej, weselnej pieśni:

„Vive deli’olmo
E della vita
L’almo fecondo
Sostenitor!“

Głosy wywoływały kolejno obrazy sielskie, to znów Menad wysokich, gibkich, obracających się leniwie pod ociężałemi obłokami, z tyrsem przyozdobionem winnem liściem i pękami czer-