Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/97

Ta strona została przepisana.

Gdzież jest? Gdzież się skryła?
Miałżeby ją przeoczyć, lub patrzał na nią nie dostrzegając jej?
Był zaniepokojony i wspomnienie nieszpornej godziny, spędzonej z nią na wodach, powstawało znów w wzburzonej jego piersi, przypominając mu otrzymaną wreszcie obietnicę.
Patrząc na otwarte balkony przypuszczał, że wyszła odetchnąć świeżem powietrzem i pochylona nad balustradą czuła fale dźwięków, przebiegające po jej ochłodzonym karku, niby ciepło obejmujących ją ramion.
Z resztą... oczekiwanie ozwania się głosu słynnej śpiewaczki górowało nad wszelkiem innem zaprzątnięciem myśli, nad wszelkiem innem pragnieniem.
Nagle spostrzegł, że już w sali zapanowała cisza, poprzedzająca ozwanie się pierwszej nuty, że potwór znikomy i zmienny, o tysiącach ludzkich twarzach, wypełniający błyskotliwym swym tułowiem salę Wielkiej Kady, już się skupia w wyczekiwaniu wrażeń nowych.
Posłyszał wymówione za sobą imię Donatelli Arvale.
Podniósł wzrok na estradę, lecz mu ją zasłaniały dwie olbrzymie wiolonczele.
Śpiewaczka pozostawała niewidzialna, skryta za cienkiemi i drżącemi deskami, z pod których miał wypłynąć akompaniament do wyrzekali żałośliwej Arigamy.
Ciszę przerwały skrzypce, zawodząc jękliwe preludyum, do których płaczliwych tonów, wiolonczele przyłączyły niebawem swe głębsze nuty.
Umilkły fryzyjskie piszczałki i rozdzwoni-