Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/98

Ta strona została przepisana.

no dźwięki, towarzyszki orgii, rozdmuchujące pijane szały.
Dorycka li to lira, poważna i głęboka, harmonijna towarzyszka śpiewu?
Tak! Z dytyrambu wyłonił się dramat i wielka przemiana dijonyzysowego mytu, przeistaczająca wyuzdany szał obrzędowego obchodu w pełne zapału i artyzmu dzieło: w tragedye, dokonaną za pośrednictwem muzyki.
Płomienny dech Dionyzosa powołał do życia najwyższy objaw sztuki.
Wieniec i trójnóg przysądzone poecie zwycięzcy u thymelu, zastąpiły sprośnego kozła i kosz fig atyckich.
Pilnujący winnicę Eschylos nawiedzonym został przez bóstwo, co w nim rozdmuchało niewygasłą iskrę.
Na skalnym zrębie, u stóp Akropolis, w pobliżu świątyni Dyonyzosa, wzniósł się teatr marmurowy dość obszerny by pomieścić cały lud estetów.
Przed duchowym wzrokiem poety wskrzesiły wieki dawno ubiegłe z zaczątkowemi swemi zagadkami, ukazując zrodzenie się tej właśnie formy sztuki, do której parły go właściwości jego geniuszu zgodnie z niejasno sformułowanem lecz widocznem pożądaniem szerszego ogółu.
Z szału orgii bachickiej wypływająca melodya, boleść Arianny potrąciła w samej głębi jego wewnętrznej istoty o niekształtne jeszcze lecz już poczęto dzieło, z którem się nosił.
Znów wzrok jego szukał śród gwiaździstych konstelacyi Muzy tragedyi, co niekształtne to dzieło miała powołać do życia, lecz nie dostrzegł