Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/138

Ta strona została skorygowana.

I upadła na wpół zemdlona na ręce Kamili, rozwarte, by ją podtrzymać.
Wtedy Diego wyszedł blady z wściekłości, mrucząc przez zęby jakieś słowo, którego Jerzy nie zrozumiał. I rozległ się krok jego ciężki, oddalający się w głuchej anfiladzie pokojów, w których światło dnia poczynało już zamierać.