Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/152

Ta strona została przepisana.

pożytecznie swego syna? „O! jakże rzadkimi są na ziemi ci, co umieją cierpieć w milczeniu i przyjmować kielich ofiary z uśmiechem!“ Wburzony i rozjątrzony jeszcze świeżemi scenami, których musiał być świadkiem, przejęty cały grozą stanowczego wystąpienia, do którego miał przystąpić, dochodził do tego już, że przestawał rozumieć matkę, stawał się względem niej niesprawiedliwym, do tego stopnia, że skarżył się iż nie umiała cierpieć dość doskonale.
Im bardziej zbliżał się drogą (nie chciał wziąć powozu i udał się do willi ojca pieszo, aby swobodniej módz odwlec wedle woli chwilę widzenia a może także, by w ostatniej chwili jeszcze mieć możność zawrócenia lub błądzenia po polach); w miarę jak postępował naprzód, czuł jak w nim wzrasta ten wstręt niepokonany, tak dalece, że wreszcie przerósł w nim wszystkie inne uczucia i przesłonił wszelką myśl inną. Widział tylko obraz ojca wyłącznie, w całej plastyce realnej postaci. I począł sobie wyobrażać scenę, która mieć będzie miejsce za chwilę; studyował zachowanie, jakie mu przybrać przyjdzie, przygotowywał sobie pierwsze frazesy, któremi zagai rozmowę, błąkał się w nieprawdopodobnych przypuszczeniach, sięgał do wspomnień najodleglejszych swego dzieciństwa i wieku chłopięcego, starał się wyobrazić sobie kolejne usposobienia swej duszy względem ojca, w różnych okresach życia poprzedniego. Myślał: „Możem ja go nie kochał