Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/172

Ta strona została przepisana.

ranie dnia czyniło jeszcze okropniejszem: „Gdzie ja pójdę? Czy tam powrócić dzisiaj?“ Dom wydał mu się oddalonym nieskończenie; długość drogi zdawała niezmierzoną, wszystko, co nie było natychmiastową przerwą okropnej jego tortury, przechodziło zakres jego pojęcia.