Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/182

Ta strona została przepisana.

zapadłej prowincji, zdala od swych przyjaciół, którzy może długo jeszcze nic nie będą wiedzieli o jego śmierci. Jeśli natomiast rzecz ta stałaby się w Rzymie, w wielkiem mieście, gdzie był tak dobrze znany, przyjaciele opłakiwaliby go, nadaliby niezawodnie tragicznej tajemnicy przystrój poetyczny. I ponownie usiłował wyobrazić sobie to wszystko, co nastąpiłoby po jego śmierci; swoją pozycyę na łóżku w pokoju, który był świadkiem jego miłości; głębokie wzruszenie dusz młodzieńczych, dusz bratnich, na widok trupa pogrążonego w śmiertelnym spokoju; rozmowy czuwających u zwłok przy blasku świec jarzących; trumnę pokrytą wieńcami, za którą szedłby cały tłum milczącej młodzieży; słowa pożegnania, wypowiedziane przez poetę, Stefana Gondi; „Chciał umrzeć, ponieważ nie mógł uczynić swego życia takiem jak je wymarzył“ a potem boleść, rozpacz Hipolity...
Hipolita!... Gdzież ona teraz? Czego doznaje? Co robi?
„Nie — myślał — moje przeczucie nie myliło mnie!“ I widział w imaginacyi ruch kochanki, kiedy zapuszczała czarną woalkę na twarz po ostatnim pocałunku; przebiegał w myśli drobne fakty finalne. Jednej jednakże rzeczy nie mógł sobie wytłumaczyć, to zgodzenia się niemal absolutnego swej duszy na rezygnacyę konieczną i definitywna, którą go pozbawiała tej kobiety, tak nie-