Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/194

Ta strona została przepisana.

niepokojem, jak gdyby obawiał się, że utracił wszelką biegłość, całe dawne mistrzowstwo, że już nie umie grać. Oh! to drżenie palców, osłabionych na strunach i ta niepewność smyczka, kiedy chciał spróbować pierwszych nut! i te dwie łzy, co ściekły zwolna po policzkach i zatrzymały się w zaroście brody nieco długiej, ile utrzymanej jeszcze!
Pozostały przy życiu, ujrzał skrzypka improwizującego jakąś fantazyę, kiedy tymczasem on sam towarzyszył mu na fortepianie z trwogą nieopisaną, bacznie dążąc za grą jego, z wytężoną uwagą, by odgadnąć jego intencyę, wciąż lękając się, by nie utracić rytmu, by się nie pomylić w tonie, by nie wziąć fałszywego akordu, by nie opuścić jakiej nuty.
W improwizacyach swych, Demetiio Aurispa szukał niemal zawsze natchnienia w jakiejś poezyi. Jerzy przypominał sobie tę zdumiewającą improwizacyę, którą pewnego dnia październikowego utkał skrzypek na tle lirycznego poematu Alfreda Tennysona w „Księżniczce“. Jerzy sam przetłomaczył mu wiersze, aby je mógł zrozumieć Demetrio i zaproponował mu je na temat. Gdzież to była ta kartka?
Ciekawość smutnego wrażenia znagliła Jerzego do poszukania jej w albumie, leżącym między partycyami. Pewny był, że ją tam znajdzie; przypominał ją sobie dokładnie. W samej też rzeczy odnalazł ją.