Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/223

Ta strona została przepisana.

wiele: kilka jasnych, wesołych i trwałych ubiorów na nasze spacery poranne, to ci wystarczy. Nie zapomnij kąpielowego kostiumu...
„List obecny jest ostatnim jaki do ciebie piszę. Otrzymasz go na parę godzin zaledwie przed odjazdem. Piszę go w bibliotece, pokoju, w którym leżą stosy książek, których nie będziemy czytać zgoła. Popołudnie jest jasne, białe niemal a morze rozsiewa dokoła nieskończoną jednostajność. O, gdybyś tu była ze mną!... Dzisiejszego wieczora spędzę długą noc w pustelni i spędzę ją sam. Gdybyś widziała to łóżko! Jest to łóżko wieśniacze monumentalny ołtarz hymenu, szerokie jak płaszczyzna, głębokie jak sen sprawiedliwego: Thalamus talamorum! Materace zawierają wełnę całej trzody, siennik — cały zbiór liści kukurydzowego pola. Te rzeczy tak czyste, czyliż dziś mogą mieć przeczucie nagości?...
„Żegnaj, żegnaj. Jakże te godziny wloką się bez końca! Nie pojmuję, kto to śmiał twierdzić, że czas ma skrzydła? Niewiem co dałbym za to, żeby usnąć w tem znużeniu denerwującem i nie obudzić się aż we wtorek o świcie. Ale nie będę mógł usnąć. Ja także zabiłem sen, bezustannie jedną mam wizyę, widzę wciąż twoje usta...“