biety, na to, jak kształtowała się na jego obraz, jak zapożyczała Gd niego jego myśli, jego sądów, gustów, antypatyj, upodobań, jego smutków, wszystkiego, co umysłowi nadaje odrębne piętno, pewien charakter. Mówiąc, używała Hipolita jego upodobanych zwrotów, wymawiała niektóre słowa z naciskiem jemu właściwym. Pisząc, naśladowała w zupełności jego pismo. Nigdy wpływ jednej istoty na drugą nie był tak szybki i tak silny. Hipolita zasłużyła na dewizę, którą jej nadał Jerzy: gratis dum suavis. Ale ta istota poważna a słodka, ta, którą on umiał natchnąć z taką umiejętnością, wzgardą do wszystkiego, co powszednie i poziome, jakież stosunki upokarzające miała może z ludźmi w chwilach, w których była zdala od niego?
Jerzemu przyszły na myśl dawniejsze udręczenia, ilekroć ją widział odchodzącą, powracającą do małżeńskiego ogniska, do domu człowieka, o którym nic zgoła nie wiedział, w świat, który mu był nieznanym zupełnie, w tę płaskość i drobnostkowość mieszczańskiego życia, wśród którego ona zrodziła się i wzrosła jak rzadka roślina wśród warzywnego ogrodu. Czyliż w owym czasie nie ukryła nic przed nim nigdy? Nigdy żadnego nie popełniła kłamstwa? Czyliż mogła ustrzedz się przed żądzami męża pod pretekstem, że jej wyleczenie nie było jeszcze zupełnem? Czy jej się to udawało zawsze?
Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/248
Ta strona została przepisana.