płciową, proste narzędzie rozkoszy i zbytku, narzędzie ruiny i śmierci. I wzdrygał się na myśl o swym ojcu! Ale czyż w głębi i on tegoż samego nie czynił? I wspomnienie nałożnicy przeszło mu przez myśl: odnalazł w swej pamięci niektóre szczegóły ohydnej zwady z tym wstrętnym człowiekiem, w wiejskiej willi, u otwartego okna, przez które dobiegały go krzyki bękartów, przed wielkim stołem, zarzuconym papierami, na którym spostrzegł przycisk kryształowy z winietką plugawą...
— Ach, Boże mój, jakież ciężkie powietrze! — szepnęła Hipolita, odrywając oczy od białego żagla, który wciąż pozostawał nieporuszony w nieskończoności morskiego przestworza. — A ty, czy nie czujesz się także zgnębiony tem powietrzem?
Powstała, postąpiła kilka kroków, powłócząc nogami ku szerokiemu fotelowi z łozy, zarzuconemu poduszkami i rzuciła się nań jak martwa ze zmęczenia, z głębokiem westchnieniem, przechylając w tył głowę, z przymkniętemi nawpół oczyma, których wygięte rzęsy drżały zlekka. Nagle, zdało się, wypiękniała. Piękność jej zapłonęła niespodziewanie, jak pochodnia.
— Kiedyż wreszcie mistral już powieje? Patrzno na ten żagiel. Wciąż na jednem jest miejscu! To pierwszy żagiel od czasu mego przyjazdu. Wydaje mi się, że przyśnił mi się chyba.
Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/262
Ta strona została przepisana.