zdawało się nie istnieć dla niego. Obraz poprzedni nie kwadrował już z obecnem wrażeniem, jakkolwiek w umyśle jego przeważało jeszcze to uczucie moralnego oderwania się, niedopuszczające, aby pomieścił tę kobietę napowrót w dawnych jej ramach, poprzednie przywrócił jej w życiu swem miejsce. Ale z każdego jej czynu, z każdego gestu, z każdego słowa, wydzielała się dziwna moc jakaś. Wszystkie te objawy fizyczne, zdawały się tworzyć jakby jakąś przędzę, co go oplątywała i więziła. Zdawało się, że między tą kobietą a nim, wytworzył się rodzaj zależności cielesnej, rodzaj łączności organicznej, spójni, skutkiem której najlżejszy ruch wywoływał u niego mimowolną odmianę zmysłową i że odtąd niezdolnym on już będzie żyć i czuć niezależnie. Jakim sposobem to widoczne powinowactwo mogło się pogodzić z tajoną nienawiścią, którą odkrywał w tejże samej chwili, nawet w głębi swego serca?
Hipolita, przez ciekaw ość naturalną, przez potrzebę instynktowną wzmożenia wrażeń, rozpraszania się w otaczającem środowisku, wciąż jeszcze przypatrywała się uważnie widokowi. Łatwość jej wrodzona wnikania we wszystkie kształty życia naturalnego i wynajdywania całego świata analogii między wyrażeniami ludzkiemi a widokiem najróżnorodniejszych rzeczy; ta sympatya gwałtowna i wylana, która ją wiązała nietylko
Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/265
Ta strona została przepisana.