Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/30

Ta strona została przepisana.

pozostania z tobą aż do południa. Mieliśmy tego ranka gości na śniadaniu!
— Potem przez cały dzień już nie mogliśmy się widzieć. Smutna to była rocznica...
— To prawda!
— A to słońce wówczas!
— A ten las kwiatów w twoim pokoju!...
— Ja także owego poranka wychodziłem na chwilę; zakupiłem cały plac di Spagna...
— Zasypałeś mnie garściami różanych listków, powkładałeś za kołnierz, w rękawy pełno tego... Pamiętasz?
— Pamiętam.
— A potem, w domu, rozbierając się, odnalazłam to wszystko...
Uśmiechnęła się.
— A za powrotem mąż mój odkrył listek na kapeluszu w fałdach koronki!
— Opowiadałaś mi to.
— Nie wyszłam już więcej tego dnia, nie chciałam wyjść. Myślałam już tylko, wciąż myślałem o ranku... Tak, smutna to była rocznica!
Po chwili cichego zamyślenia dodała jeszcze:
— Czy w głębi serca wierzyłeś w to, że doczekamy z sobą drugiej rocznicy?
— Ja nie — odparł.
— Ani ja także.
Jerzy myślał: „Co to za miłość, co nosi w sobie przeczucie swego końca!“ Myślał następnie o mężu bez nienawiści, a nawet z pewnego ro-