Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/314

Ta strona została przepisana.

i za to, że ją darzyło światłem czystej oliwy, błogosławionym jałowiec, bo ukrył Przenajświętsze Dzieciątko w swoich gałązkach; i błogosławiony ostrokrzew za tęż samą przysługę; i błogosławiony laur, bo wyrósł na gruncie oblanym wodą, w której był mytym Syn Boży.
Jakże tu uniknąć czaru tajemniczości, który rozlany po wszystkich rzeczach stworzonych przetwarzał je w symbole i godła innego życia.
Jerzy, zaniepokojony wszystkiemi temi podsuwanemi mu pojęciami, które budziły w nim pociąg do mistycyzmu, i tak już pociągającego go zawsze, mówił sobie: „O, gdybym posiadał prawdziwą wiarę, tę wiarę, która pozwalała świętej Teresie widzieć istotnie Boga w hostyi!“ A nie było to pragnienie nieujęte i przelotne; było to głębokie i żarliwe pożądanie całej jego duszy i było to także niesłychane udręczenie, które wstrząsało wszystkiemi żywiołami jego istoty; czuł bowiem, że się znajduje wobec tajemnicy swego nieszczęścia i swej słabości. Jak Demetrio Aurispa, Jerzy był ascetą bez Boga.
I znowu stanął przed nim ten człowiek łagodny i zamyślony, ta twarz pełna męzkiej rzewności, której pukiel siwych włosów nad czołem, wmięszany w gęstwę czarnych włosów, dziwnej dodawał wyrazistości.
Demetrio był prawdziwym jego ojcem. Szczególniejszem skojarzeniem imion, to duchowe ojcowstwo zdawało się uświęcone legendą, zapisa-