Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/351

Ta strona została przepisana.

za sznury uzd. Inna kobieta szła przodem całkiem naga w worku tylko, z którego wychodziły tylko głowa i ręce. Inna znów, długa jak tyka i wychudła, z twarzą sinawo-bladą, z oczyma białawemi, spłowiałem!, szła na czele jak lunatyczka, nie śpiewając, nie odwracając się na żadną stronę, z czerwonym sznurem na szyi, który podobnym był do okrwawionego bandaża rany śmiertelnej; za każdym niemal krokiem chwiała się, jak gdyby nie miała już siły utrzymać się na nogach, jak gdyby lada chwila miała upaść i nie podnieść się już nigdy. Inna, dzika jak zwierz, idący za łupem, istna wcielona furya wioskowa, w płaszczu koloru krwi, owiniętym dokoła kościstych bioder z haftem na piersiach błyszczącym jak łuska rybia, wznosiła w górę krzyż czarny, podniecając tą zaciekłością swą kompanię. Inna niosła na głowie kolebkę, okrytą ciemnem suknem, jak Liberata w ową noc okropną.

Niech żyje Marya!

Obchodzili i obchodzili kościół dokoła bez wytchnienia, przyśpieszając pochód, wznosząc głos, podniecając się coraz bardziej w wyciu i gestykulowaniu jak opętani. Dziewice z włosami rzadkiemi, rozpuszczonemi na ramiona i wysmarowanemu oliwą, niemal łyse na wierzchołku głowy, z głupowatym wyrazem twarzy jak u owiec, szły sznurem, każda oparłszy rękę na ramieniu towarzyszki, z oczyma w ziemię spuszczonemi, pełne skruchy... W rodzaju trumny głębo-