I uczyniła ruch żalu, że tak krzyknęła głośno:
— Nie poruszaj się — podjęła cichym głosem, zwracając się ku Jerzemu.
Ćma usiadła na ścianie oświeconej i pozostawała tam nieruchoma, podobna do plamki brunatnej. Z niesłychanemi ostrożnościami, zbliżyła się do niej Hipolita; a piękne jej ciało smukłe i giętkie zarysowywało się cieniem na białym murze. Szybko dłoń jej podniosła się, opadła i zamknęła.
— Mam ją! Już trzymam!
I wybuchnęła radością dziecinną.
— Jaką ci zadam pokutę? Wsadzę ci ją za kołnierz. I ty także jesteś teraz w mojej mocy.
I zrobiła ruch, jak gdyby zamierzała spełnić swą groźbę, jak w ów dzień przechadzki po wybrzeżu.
Jerzy śmiał się, podbity swobodą tej wesołości, która budziła w nim wszystko, co tam pozostało młodzieńczego. Przemówił:
— Dość tego, teraz siadaj już i zajadaj spokojnie owoce.
— Czekaj, czekaj!
— Co chcesz zrobić?
— Czekaj.
Wyjęła szpilkę, którą przypięty był gwoździk we włosach i wzięła ją w wargi. Potem ostrożnie rozchyliła dłoń, ujęła ćmę za skrzydełka i zabierała się do przebicia jej szpilką.
Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/397
Ta strona została przepisana.