całą moją miłość odblask marzenia“. W obezwładnieniu zatrzymywał się na niektórych niewyraźnych obrazach, które przybierały dla jego umysłu rodzaj uroku muzykalnego. „Kilka ziarnek kadzidła... mały bukiecik fiołków...“
— Patrz jak Mr. Martlet zasypiał — powiedziała ma zcicha Hipolita. — Całkiem tak spokojnie jak dziecko!
Potem dodała z uśmiechem:
— Tobie także, nieprawdaż? chce się także spać cokolwiek. Pada wciąż. Jakie dziwne osłabienie ogarnia człowieka! Czuję jak mi ciężą powieki. — I z oczyma wpół przymkniętemi przypatrywała mu się z po za długich rzęs.
Jerzy myślał: „W pierwszej chwili zaraz te rzęsy mi się podobały. Siedziała w pośrodku kaplicy, na fotelu o wysokiej poręczy. Profil jej rysował się na tle jasności, spływającej z okna. Kiedy chmury rozproszyły się na dworze, ta jasność ożywiła się nagle. Ona poruszyła się zlekka i w świetle cała długość tych rzęs się uwidoczniła, długość niezwykła!“
— Słuchaj, dużo jeszcze czasu upłynie, nim przybędziemy na miejsce? — spytała Hipolita.
Gwizd lokomotywy oznajmiał blizkość stacyi.
— Założyłabym się — mówiła dalej — że zajechaliśmy dalej niż potrzeba.
— Och! nie.
— No, to spytaj.
Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/41
Ta strona została przepisana.