Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/423

Ta strona została przepisana.

Na wzgórzu śpiewy na cześć narodzin chleba wciąż rozlegały się jeszcze. Długie orszaki niewieście ukazywały się na stokach i znikały. Tu i owdzie w powietrzu, niezamąconem wietrzykiem, kolumny dymu biegły w górę powoli z ognisk niewidzialnych. Widok stawał się uroczystym i zdawał się oddalać gdzieś, w tajemniczość wieków pierwotnych, w świętość uroczystych obchodów rolniczych.