Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/468

Ta strona została przepisana.

Matka ciągnęła dalej:
— O synu mój! Kto to, kto przysłał cię tutaj, byś się utopił?
A kobieta swarliwa.
— Kto go przysłał? To Pan Bóg. On mu powiedział: „Idź do morza i giń tam“.
Kiedy Jerzy po cichu objaśniał jednego z obecnych, że gdyby wczas dano dziecku pomoc, byłoby zostało odratowanem i że go zabito, spuszczając mu w dół głowę i wieszając za nogi, poczuł jak zawisł na nim wzrok nieruchomy matki.
— Zrób mu co, panie! — błagała. — Zrób mu co! Modliła się:
— O, cudowna Madonno, spraw niech się cud stanie!
I powtarzała wciąż, dotykając głowy zmarłego:
— Mój synu, mój synu, mój synu! Powstań! Chodź ze mną!
Naprzeciw niej klęczał brat zmarłego; szlochał ale bez żalu, oglądając się od czasu do czasu dokoła, z twarzą która bezpośrednio zaraz przybierała wyraz obojętny. Inny brat, najstarszy widocznie, siedział niedaleko ztamtąd w cieniu skały i udawał boleść, ukrywszy twarz w dłonie. Chcąc pocieszać matkę, kobiety schylały się nad nią dokoła z giestami litości i jękiem wtórowały żałobnym pieniom.