Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/480

Ta strona została przepisana.

Pochwycił jej ręce u kostek, wyswobodził się z uścisku, chciał w twarz jej zajrzeć.
— Powiedz, powiedz, co ci się śniło?
— Nic... miałam sen szkaradny...
— Jaki sen?
Broniła się ciągle jeszcze przed natarczywością. W nim rósł niepokój wraz z chęcią dowiedzenia się.
— Powiedzże wreszcie!
Wstrząsana nowym dreszczem, wyszeptała nakoniec:
— Śniło mi się... że podnosiłam tamten całun... i że pod nim zobaczyłam... ciebie...
Ostatnie słowo zgłuszyła pocałunkami.