Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/503

Ta strona została przepisana.

nie widzicie? Nie słyszycież? Czyżbym ja sama tylko słyszała tę melodyę nową, nieskończenie słodką i pocieszającą, co się wylewa z głębin jego istoty i porywa mnie, przenika całą, spowija?“ Czarodziejka Irlandyi, złowieszcza władczyni napojów miłosnych, rozjemczym dziedziczna ciemnych potęg ziemskich, ta, która z wyżyn okrętu przyzywała wiry i burze, ta, której miłość wybrała najsilniejszego i najszlachetniejszego bohatera, po to, by go zatruć i zgubić; ta, która zamknęła drogę sławy i zwycięstwa jednemu z „władców świata“, trucicielka, morderczyni, przeobraża się mocą śmierci, w istotę światła i radości, wyswobodzoną z wszelkich żądz nieczystych, wolną od wszelkich nizkich więzów, której serce bije razem z wielką duszą rozlaną w wszechświecie. „Te czystsze dźwięki, które szepczą mi do ucha, czyliż to nie są fale miękie powietrza? Mamże oddychać, pić, pogrążać się, zatapiać zwolna w oparach i woniach?“ Wszystko w niej rozprzęgało się, roztapiało, rozszerzało, powracało do płynności pierwotnej, do niezmiernego oceanu żywiołów, z którego rodzą się kształty, w którym giną kształty, by się odnowić i odrodzić.
W Mistycznej zatoce dokonywały się przemiany i przeobrażenia z każdą nutą niemal, z każdą melodyą, bez przerwy. Zdawało się, że wszystkie przedmioty ulegają tam przemianie, że wyziewają ukrytą treść swoją, że się przetwarzają w bez-