Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/520

Ta strona została przepisana.

gi, brat mego szwagra Juliusza, był człowiekiem wykształconym, pracowitym, skromnym; Eugenia, żona jego, natomiast była najgorszego rodzaju kobietą. Jakkolwiek mąż jej zarabiał dużo, zmuszała go do zadłużania się bezustannie; i niewiadomo było na co traci wszystkie te pieniądze. Gdyby wierzyć złym językom, potrzebne jej one były na opłacanie kochanków... Ponieważ była bardzo brzydką, brzydota jej nadawała pewne prawdopodobieństwo tym niegodziwym ogłoskom. Moja siostra zaprzyjaźniła się wielce z Eugenią, nie wiem już jakim sposobem, i schodziła bezustannie na dół, pod pozorem brania lekcyj francuzkiego u Ludwika. To się okropnie nie podobało mamie, podburzonej przez siostry Angelini, stare panny, które udawały przyjaźń dla Sergich, ale które w rzeczywistości nienawidziły ich i szczęśliwe były, ilekroć zdarzyła się sposobność obmówienia ich. „Jakto, pozwalać na to, aby Adryanna bywała w domu upadłej kobiety!“ Surowe środki wzmagały się coraz bardziej. Ale Eugenia ułatwiała zawsze miłostki Juliusza i Adryanny. Juliusz przyjeżdżał często w interesach z Medyolanu do Rzymu. I pewnego dnia, kiedy właśnie miał przybyć, mojej siostrze strasznie śpieszno było iść na dół. Matka zabroniła jej się ruszyć z domu. Moja siostra upierała się. W sprzeczce, mama podniosła na nią rękę. Pochwyciły się za włosy. Siostra doszła do tego że jej pogryzła rękę i uciekła po schodach. Ale