Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/56

Ta strona została przepisana.

mował mnie innym niż niegdyś niepokojem, niemniej przecież nie pozostawiał mnie obojętną, przejmował do głębi duszy. Mamy przed sobą wieczór rozkoszny. Dlaczego żałować dni minionych? Nasza swoboda, nasza zażyłość obecna, czyliż nie równoważą niepewności i wahań tam tych czasów? Nawet te nasze tak liczne wspomnienia, czyż nie dodają nowego uroku naszej miłości? Kocham go i oddaję mu się cała, bez zastrzeżeń; cała zupełnie; wobec jego pożądań zapominam o niewieścim wstydzie. W ciągu dwóch lat on mnie przetworzył; zrobił ze mnie całkiem inną kobietę; dał mi nowe zmysły, nową duszę, nową inteligencyę. Jestem jego utworem. Może się mną upajać, jak jedną ze swych myśli. Należę do niego cała teraz i na zawsze.“
Spytała, przyciskając się silniej do niego namiętnie:
— Czyż nie jesteś szczęśliwym?
Intonacya tego pytania zaniepokoiła go; jakby powiew ciepły owionął go niespodzianie, przejął go dreszcz prawdziwego szczęścia. Odparł:
— O! tak, jestem szczęśliwy!
A skoro posłyszeli gwizd lokomotywy, serca ich jednakiem uderzyły tętnem.
Nakoniec byli sami w przedziale wagonu. Zamknęli obie szyby, czekali, by pociąg puścił się w ruch a wtedy objęli się uściskiem, całowali, powtarzali wszystkie pieszczotliwe nazwy, które w ciągu dwuletniej miłości stały się ich nawy-