Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/83

Ta strona została przepisana.

wracaj teraz. Teraz nie będę dobrym. Moja dusza kocha cię do ubóswienia; ale myśl moja kąsa cię, znieważa i bruka. To kontrast, który poczyna się bezustannie i nie skończy nigdy“. W liście następnego dnia zaraz: „Ból, ból dziki, okrutny, nie do zniesienia, niedoświadczany nigdy dotąd... O moja Hipolito! powracaj, powracaj! Pragnę cię widzieć, mówić z tobą, pieścić cię. Kocham cię więcej niż kiedykolwiek... Tylko oszczędź mi widoku twych sińców. Nie zdolny jestem pomyśleć o tem bez przerażenia i gniewu. Zdaje mi się, że gdybym zobaczył te ślady, które na twem ciele pozostawiły ręce tego człowieka, serceby mi pękło... To coś okropnego!“
— Dosyć Jerzy! nie czytajmy już dalej! — błagała znów Hipolita, ujmując w swe dłonie głowę ukochanego i całując jego oczy. — Jerzy, zaklinam cię!
Udało jej się nakoniec odciągnąć go od stołu. Uśmiechał się tym nieokreślonym uśmiechem, który miewają czasami chorzy, kiedy ulegają namowom innych, choć wiedzą dobrze, że lekarstwo jest spóźnionem i pozostanie bezskutecznem.