Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/87

Ta strona została przepisana.

— Co mogę uczynić, by cię uleczyć?
Umilkli, objęci oboje gorącym uściskiem. Ale w ciszy dusze ich badały i postanawiały rzecz tęż samą.
— Jedź ze mną — zawołał wreszcie. — Jedźmy w jakiś kraj nieznany; pozostańmy tam całą wiosnę, całe lato, póki tylko będziemy mogli... A wyleczysz mnie.
Odparła bez wahania:
— Jestem gotową. Należę do ciebie.
Puścili się z uścisku, pocieszeni oboje.
Godzina odjazdu nadeszła; zamknęli ostatnią walizę, Hipolita pozbierała wszystkie swe kwiaty już przywiędłe w wazonach: fiołki z willi Cesarini, cyklameny, anemony i barwinek z parku Chigi, róże polne z Castel-Gandolfo. gałązkę migdałowego drzewa, zerwaną w pobliżu Kąpieli Diany, w powrocie z Enisaryusza. Te kwiaty mogłyby opowiedzieć całą ich idyllę. Och! ten szalony bieg w parku, po stromej spadzistości wzgórza, wśród zeschłych liści, w których zagłębiała się noga aż do kostek! Ona krzyczała i śmiała się, kiedy zielone pokrzywy parzyły jej nogi przez cienką pończochę; a idąc przed nią Jerzy ścinał laską łodygi parzące, które deptała następnie już bez szkody. Jasno zielona, nieprzejrzana gęstwina pokrzyw, stroiła Kąpiele Diany, tę jaskinię tajemniczą, gdzie sprzyjające echa zamieniały w istną muzykę powolne ściekanie kropel. I z głębi wilgotnego cieniu patrzała na krajo-