postać zionęła dobrem odżywianiem się i gniewem. Ręce były stale zabrudzone na końcach palców. Pani Dulska nie miała czasu nigdy wyszorować ich do czysta. Przytem grzebała ciągle w piecach, w cukrze, czyściła grzebienie, krajała mięso, uczyła kucharkę, jak się paproszy zające, oddzielała białka, przygotowywała dla Meli proszki i pomadę do włosów, ugładzała sól w solniczkach, próbowała śmietanę, liczyła brudy, — słowem, palce jej ciągle przylepiały się do czegoś, zabierały coś na siebie, jak te pracowite pszczółki, fruwające wśród kwiatów.
— Insza nie będę! — powtórzyła pani Dulska, czekając na opozycyę. Lecz tej nie było. Zbyszko ulotnił się. Mela i Hesia siedziały w swoim pokoju, Felicyan palił cygaro w przedpokoju, bo mu tam było najwygodniej.
Pani Dulska zatem mówiła w próżnię.
Otworzyła szafę i „ładowała“ dalej bieliznę dla całego domu, Zwłaszcza starannie wybierała bieliznę Felicyana i swoję.
— To my staniemy jutro przed sądem!... trzeba, ażeby wszystko było, jak należy!
Na to wspomnienie panią Dulską oblały ponsy. Pokiwała głową.
— Przed sądem!... Do tego doszło!
A wszystkiemu winien — kto? naturalnie Zbyszko.
Żeby nie on, kokocica z pierwszego piętra nigdy nie byłaby się rozzuchwaliła. Sprowadzając się, miała najwyraźniej zapowiedziane, że wynajmuje się jej mieszkanie, ale pod warunkiem, że będzie sza! ani mru, mru, łagodnie, cicho, jak Pan Bóg przykazał. Przystała na wszystkie
Strona:Gabryela Zapolska-Pani Dulska przed sądem.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.