Raz jeden Hesia dostrzegła tylko, jak przez otwarte drzwi kuchni wypadła kokocica w przepysznej, blado-zielonej halce, naszytej od bioder koronkami, we włóczkowej chustce na ramionach i z rozrzuconą masą włosów. Mignęły plecy rozpustne i twarz „grającego anioła“ z bazyliki Piotrowej. Porwała szlafrok i znikła.
Tej nocy Hesia długo nie spała.
Lecz o tem nie wiedziała pani Dulska.
I nie przeczuwała.
Pani Dulska była spokojna i kontenta, że tak dobrze ma wynajęte pierwsze piętro.
Młode małżeństwo, więc o bożym świecie nie wie, a potem jest znowu dobrze i pobłażliwie usposobione, — i panna Matylda Sztrumpf — prywatyzująca.
Co komu do tego?
Prywatyzująca.
I tyle!
Cicha, grzeczna, bieliznę oddaje za dom, na strychu nic nie ma, w piwnicy takoż — (strych i piwnicę pani Dulska odnajęła praczce i sklepikarzowi) awantur o granie na fortepianie nie robi, czynsz kwartalnie z góry płaci. To sobie pani Dulska wymówiła. Inni lokatorzy płacą miesięcznie. Ale Matylda Sztrumpf kwartalnie. Mama Dulska jest przebiegła i choć sama jest bardzo tego... ale rozumie się na handlowej stronie takich pań. Dziś dobrze idzie, — gumy, boa, meble, a jutro coś się odwróci i —