Kokotka zaniosła się od śmiechu. Tego pani Dulska się nie spodziewała. Postąpiła bliżej. Słowa jej więzły w gardle mimo to mówić zaczęła:
— Ja chcę, żeby pani tego dziecka nie trzymała u siebie.
Kokotka ramionami wzruszyła.
— A ja chcę, żeby pani także swojego syna nie trzymała u siebie!
Dulska się zakrztusiła.
— Jak pani śmie równać mego syna z tą swoją poczwarą! Mój syn jest uczciwie, ślubnie urodzony, nie jak to coś...
Kokotka była cudowna w swej obojętności.
— Ach, das ist ganz egal. Ale mój syn, choć czarny, nie będzie nigdy so ein Lump, so ein Strizzi, jak ten pani...
Tu żona konduktora uznała za stosowne przyjść w sukurs swej gospodyni:
— Doprawdy, że to szkandał takie coś! — zaczęła wołać piskliwym głosem, — niedość że zgorszenie na całą ulicę, ale jeszcze taką zacną kobietę obraża...
Tu Matylda Sztrumpf zaczęła się czuć wzburzona. Przechyliła się przez ganek, spojrzała na dziedziniec i splunęła artystycznie.
Poczem wyzionęła po niemiecku całą masę słów, z których ani Dulska, ani żona konduktora, ani praczka nie zrozumiały ani słowa, ton jednak i napięcie nerwowe nie dozwalały wątpić, że były to wielkie i trudne do odpuszczenia obrazy honoru.
Strona:Gabryela Zapolska-Pani Dulska przed sądem.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.