Strona:Gabryela Zapolska-Skiz.djvu/018

Ta strona została uwierzytelniona.
lulu.

Cóż och Lulu?... To nic nie pomoże. W każdym razie dezerteruj jak najprędzej z wspólnych apartamentów. Wycofasz się z honorem. Lepiej niż ze sztucznym rumieńcem i szynionem.

muszka.

Myślałby kto, że ty...

lulu.

Ach moja droga, ja jestem wyjątkiem. Pochodzę z rasy dającej w posagu obietnice, ale zato zęby, włosy i t. d. bajecznej jakości.

tolo.

Któż nie zaręczy, że i Muszka... wszak z tej samej rasy pochodzi.

lulu.

A przytem ma 20 lat. A­‑t­‑elle de la veine! Mieliście racyę flirtować tutaj. Choć i tam nad stawem widok był przecudny. Przedstawcie sobie — Witolda w lawntennisowych bielach — pośród fornali pławiących konie.

tolo.

Czy wjechał do stawu?

lulu.

Mało brakowało. Moja obecność go krępowała. Widziałam, że był z tego powodu wściekły. Widok ten jednak bawił mnie. Konie pływające wśród pieniącej się wody — jakaś śmiałość i odwaga ludzi... coś z centaurów na podolskiej równi. Epatant!

muszka.

Zostawiam was. Darujcie.