Młody doktorek się najeża, nastawia, napusza po profesorsku. — Dobrze, dobrze, — przyjdzie!... Dulska ukryta za firanką, śledzi tę pantominę i klnie po swojemu we wnętrzu. Wreszcie doktór idzie do siebie, do domu. Już ma tę charakterystyczną cechę kogoś, kto się zawsze śpieszy — którą to cechę przybierają wszyscy doktorzy, nawet tacy, którzy się nigdzie nie śpieszą, bo nie mają do czego. Dulska życzy mu pobożnie: »złam nogi!«
Lecz wpada pokojówka i tryumfalnie obwieszcza:
— Zara przyńdzie!...
— Idź!... — mówi Dulska — idź i powiedz, że już nie potrza, bo panu dobrze.
Pokojówka, która czuła swe serce rozradowane na myśl, że ten dorodny i uzębiony ślicznie osobnik będzie »bywał« — oponuje:
— Ta gdzie panu dobrze? ...ta pan — już już...
— Powiadam ci: idź!...
— Ta proszę wielmożnej pani...
— Co to jest? Rób, co ci każę...
Dziewczyna powoli kieruje się ku wejściu.
Lecz oto — o! radości! — dzwonek —
Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.