Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

otwarcie drzwi i oto w przedpokoju rozlega się głos młody, świeży, ale dyskretnie stanowczy:
— Proszę oznajmić, że przyszedł doktór!
Dulska najeża się cała w swym zatłuszczonym szlafroku. Nie ma czasu jeszcze spreparować odpowiedniej miny, gdy przed nią, w blasku światła, idącego od okien, opłyniętych koronką firanek, staje... doktór.
W tej chwili Dulska ma dużo wspólnego z Janem III Sobieskim. Ten, któremu zawdzięczamy całość Wiednia, nazywał stale lekarzy lwowskich »wisielcami« — tedy i Dulska zaczęła z głębi duszy dobywać najsłodsze w tym rodzaju przezwiska. I nagle... stało się z nią coś dziwnego. W chwili, gdy tak z lubością złorzeczyła w duchu fachowi, który miał uzdrowić i ocalić jej męża — spojrzała w oczy stojącego przed nią doktorka.
Oczy te były niewielkie, błękitne, trochę czerwone i zmęczone od mikroskopu i czytania po nocy. Lecz oczy te miały już władzę i tę jakąś wyższość, którą poskramiają doktorzy tę bestyę «chorobliwą«, jaką są wrogo im