Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

usposobione natury, zmuszone poddawać się ich władzy.
Po Dulskiej przeszedł jakiś dreszczyk.
Chwileczkę zdawało się jej, że smagnął ją ktoś szpicrutą i przygiął ku ziemi. Ten młodzieńczyk wydał się jej, jakby ktoś, kto się zjawił raczej, jak sędzia jej postępków, i w tej tylko roli wszedł do jej domu.
— Kto tu jest chory? — zapytuje lekarz.
— Mój mąż.
— Zechce mnie pani zaprowadzić do chorego.
Milczenie.
Po Dulskiej biegnie wielka, niezmożona chęć porwać się i wygnać z domu tego intruza.
Lecz oczy lekarza znów zwarły się z jej wzrokiem.
— Zapewne mąż pani leży...
Dulska czyni bezsilny gest ręką.
— Tam... w tamtym pokoju.
I wchodzi za lekarzem, który umie swemu ciału efeba nadać jakąś powagę, skopiowaną dobrze na ruchach profesorów.
Doktorek idzie powoli, dostojnie — maca-