jąc charakterystycznym ruchem rąk swą klatkę piersiową.
A za nim sunie Dulska i myśli:
— Ach! żebym cię mogła w kark...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Felicyan przyjmuje doktora chętnie i pozwala na dokładne zbadanie.
Dulska staje w nogach łóżka groźna i surowa. Czuje, że Felicyan może opowiedzieć za dużo o praktykach »domowego lecznictwa«.
Więc czuwa.
Lecz doktorek sucho nakazuje.
— Pani będzie łaskawa nas zostawić...
Lecz Dulska protestuje:
— Przepraszam. Jestem żoną i przedemną niema tajemnic.
Nieokreślony uśmiech przewija się po ślicznych ustach doktora.
— Może... właśnie...
— Co?
Lecz oto jakaś sucha dłoń, wyciągnięta w kierunku drzwi, przecina dyskusyę. Oto Felicyan buntuje się — czuje się w obecności tej młodej, energicznej »nauki«.
Dulska rejteruje sama, lękając się przed-