— Milczeć! — krzyczy z pasyą, nie wtrącać się nie do swoich rzeczy. — Lekcyi się uczyć...
Mela idzie do saloniku, i tam w ciemni, przylepiona do drzwi sypialni, słucha chrapliwego dechu Felicyana. Powtarza także do siebie, ale bardzo cichutko:
— Matko Boska! Matko Boska... niech... niech...
Ale dalej nie umie już nic sformułować, nie wie, co odwrócić, co usunąć, tylko czuje coś strasznego, coś, co razem z nią przypadło do drzwi sypialni i czeka, czai się, po coś wyciąga długie, oślizgłe ramiona.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
W nocy przecież Dulska zasnąć nie mogła z powodu rzężącego oddechu Felicyana.
Napróżno kilkakrotnie siadała na łóżku, powtarzając:
— Nie chrap...
Raz nawet cisnęła jaśkiem na bliźniacze łoże — ale wszystko napróżno.
Rzężenie nie ustawało.
Dulska odwróciła się cała frontem, zdenerwowana, i zamierzała obsypać Felicyana od-