Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

— I eteru!
— Za dwie szóstki — starczy?
— Czy ja wiem?
— Przynieś tylko — przynieś!...
Po kwadransie dziewczęta usiłują wlać w zaciśnięte usta Felicyana łyżeczkę kawy z rumem. Zachłysnął się. Nie jest w stanie przełknąć. Z ust płynie cienka czarna struga cuchnącej kawy i plami koszulę.
Słodka woń eteru napełnia powietrze.
— Ja nie wiem — szepce Mela — czy to dać na cukrze, czy to do nacierania, nic nie wiem...
— Niech panienka da tak i tak! — doradza Kasia!
Lecz usiłowania ich rozbijają się o zwarte silnie szczęki Felicyana, przez które z trudnością dobywa się oddech, ryk raczej wichru przypominający.
— Matko Boska! ratuj tacia!... — powtarza Mela, krzątając się bezradnie.
Wreszcie zatrzymuje się i wybucha spazmatycznie.
— Żeby już ta mama przyszła...
Dzwonek.