Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

mądra, jak doktór. Zbliża się do umierającego.
— Na, masz... powąchaj ten cudowny doktorski środek.
Lecz Felicyan nie reaguje na nic — jest głuchy i niemy. — Dulska coraz więcej naciera:
— Wciągaj dobrze, to ci się w nosie odetka?
I to pozostaje bez skutku.
— Może mentolu... to mądrzejsze, jak ich kamfora.
Wynajduje stary i starty migrensztyft i usiłuje natrzeć nim nozdrze Felicyana. — Na chwilkę Dulski jakby przytomniał.
Dulska tryumfuje.
— A co! a co! widzisz — zaraz ci ulżyło. Teraz se pośpij i wszystko będzie dobrze.
Szybko wychodzi z pokoju.
Sama nie wie dlaczego, ale jest jej straszno tam przy tem łóżku — wobec tej mieniącej się twarzy starczej, upiornej i tragicznej. Coś ją chwyta jakby za bary, coś jej w kark się wkręca. I lód dokoła — lód, zimno...