— Kasia, po księdza!...
Dulska aż zczerniała.
Lokatorzy się powynoszą! Żeby choć do wieczora i cichcem po nocy. A tu tak. Ale — obejrzała się. Surową naganę czyta w oku kucharki i stróża. W jednej chwili czuje się silną i panią sytuacyi.
— Pan tylko omdlał... — mówi tonem pewnym siebie.
Nie może zapobiedz nadejściu księdza, lecz ocali pozory. Oto — wie, iż jest teraz kościelna ustawa, dozwalająca księdzu dawać absolucyę i sakramenta jeszcze w kilkanaście minut po śmierci, jeżeli chory tego zażąda.
Imperatywnym gestem odsyła kucharkę do sznycli.
— Proszę chwilę zaczekać z obiadem! Jan niech idzie do magistratu, jak miał iść...
I gdy ci dwoje cofają się ku drzwiom, ona, już doskonała komedyantka, wytresowana i subtelna, pochyla się nad milczącym trupem.
— Co? księdza chcesz? ależ dobrze, dobrze, skoro taka twoja wola — będzie spełniona. Hesia, przygotuj stolik — świece, a ży-
Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.