przez kratki konfesyonalu stał się niepospolitym viveur’em, którego przykład oddziałał zgubnie na syna. Mama Dulska anielską pobłażliwością swoją przyczyniła się w niemałej dozie do sprowadzenia Zbyszka na drogę krzywą. Wszystko to naturalnie zaprawione zostało wielką dozą czci synowskiej i unosiła się ponad tem woń czwartego przykazania, wiernie zachowana.
Proboszcz Brajbur przestał chrząkać i kręcić się w konfesyonale. Natomiast pewien wyraz współczucia odbił się na jego twarzy.
To, co mu Zbyszko odsłonił ze siebie, zmieniło silnie jego zapatrywania na duszę młodzieńca.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
A tymczasem prawdziwa dusza Zbyszkowa, ta rzeczywista warstwa lepsza, wyjąca rozpaczliwie na własnej mogile, kryła się i kurczyła ze wstydem, nie chcąc brać żadnego udziału w tej rozszeptanej chwili, wśród ciszy kościelnej i pomroku fałszu, jaki pełzał powoli w handlowem bezczelnem tempie.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |