Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ach!... jakbym ja ją choć tym jaśkiem — myślał, ciężko wzdychając.
Ale nie śmiał.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

A Zbyszko asystował temu wszystkiemu coraz obojętniej. Patrzał, słuchał, a zdawało mu się, że ot...
Siedzi nad jakąś przepaścią i co chwila wali w nią jakiś olbrzymi, czarny głaz.
I co ten głaz zwali, to oddycha, bo zdaje mu się, że już się uwolnił od jakichś ciężarów, tłoczących mu piersi i głowę.
Lecz oto nowy czarny głaz sunie na niego; on czuje moralną potrzebę zrzucenia tego głazu w przepaść.
Tchu bowiem nie chwyta inaczej.
Więc wali głaz.
Tylko, że dna tej przepaści nie widać.
I głazy, gdzieś, w czemś, giną.
A nowe się nasuwają.
Ciągle.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

I oto dla jakich właściwie przyczyn pani Dulska czuje, że żółć jej się »ulała«.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·