sadzce małe dywaniki, które robiły wrażenie jakichś żywych a złośliwych istot.
Wystarczyło bowiem postawić na nich nogę, aby puszczały się w ruch, pełniąc rolę ski pokojowych.
Szczególniej Hesia miała z niemi uciechę. Kilka razy leżała już na ziemi, ale zrywała się prędko i rozpoczynała swą ślizgawkę ku przerażeniu Meli.
Tak tedy dom Dulskich wreszcie ogarnęła cisza i zdawaćby się mogło komuś tam poza oknem, albo gdyby nagle dach zdjęto, że to zasnęły zgodne, dobre duchy, które życie wspólne pojmują tak, jakby przyszło im wić girlandy z kwiecia samych szlachetnych i przyjemnych wrażeń i sentymentów.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Z pościeli, w której tonął, podniósł ostrożnie głowę Felicyan. Spojrzał w stronę drugiego bliźniaczego łoża i przestał oddychać na długą chwilę. Zdawało się, że w tym cieniu jakiś zwierz lękliwy wychyla się z jamy, lub z pod sterty, w którą się zaszył.
Westchnieniem ulgi nieokreślonej powitał Dulski ciszę. Poczem z ostrożnością indyanina