twiona. Niosła pod fartuszkiem cytrynę, trochę cukru — wyobrażała sobie, że będzie mogła zrobić ojcu limoniadę. Tak bardzo tego pragnęła!...
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Felicyan popada znów w gorączkowe majaczenia. Raczej całemi siłami dobywa się do nich. Drapie się jakby na jakąś drabinę, której szczeble są bardzo rozpalone, a mimo to miękkie i uginają się pod jego stopami. Na szczycie jakiś płomień, purpura, coś dziwnego. I oto Dulskiemu zdaje się, że oparł się łokciami na krawędzi i zajrzał do środka. Tu jest mały pokój, cały wybity silnie czerwonem suknem. I pośrodku stoi katafalk także purpurowy. A na katafalku trumna już zwyczajna, lśniąca — i w niej trup kobiety, tak zmienionej, że ani lat, ani rysów... Jakaś trocha skóry, coś jakby linia ust, i tylko ciężkie, sine powieki przywarte na oczy. I dokoła kwiaty, a od przeciągu chwieją się płonące świece...
— Tak było, — myśli Dulski — tak było: leżała w czerwonym pokoju na czerwonym katafalku. I stróż mówił do mnie, że tak