Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

które dopiero teraz przeczuwał i wyczuwał w gorączkowem podnieceniu. Ogarniało go to w godzinach przedwieczornych, gdy dom zalegała względna cisza, a sypialnię ciemność.
Dulska nie zdawała sobie najzupełniej sprawy ani z tej przemiany fizycznej, ani duchowej, jaka się tam, pod ową naciągniętą kołdrą, odbywa. Dla niej Felicyan był stłuczony i to jej wystarczało. Bezustannie przytaczała wypadki owych »stłuczeń«, które przeszły bez śladu. Chodziło głównie o to, aby się nie zależeć.
Należało ów ból... rozchodzić.
I Dulska zabrała się do tego nie na żarty.
Pewnym rankiem wraz ze stróżem wywlekli Felicyana z łóżka i postawili go »na nogi«. Szło to jednak opornie. Felicyan właściwie stał na jednej nodze. Druga zwisała mu bezwładnie. Stróż podpierał ten szkielet z należną uniżonością.
— Ino niech się pan gospodarz nie boi. Ta ja rosłego wieprza uniosłem, jakem był przy rzeźni, a nie takiego pana gospodarza...
Powleczono Dulskiego przez sypialnię.