obowiązku i tradycyi — to wszystko moralne i materyalne »jego« — nie było tem »jego«. Lecz raczej — to ciche, niespełnione, nieuchwytne — choćby to wystawanie u stóp czerwonego katafalka z dziwnem czemś w głębi piersi, jakby tam przyczaił się nagle jakiś ptak i chciał tej zmarłej dziewczynie wyświegotać niepojęte i nabrzmiałe oczekiwaniem frazy...
I była mu wtedy bliższa — ta martwa, ta sprzedajna, ta, dla której niósł garstkę pieniędzy — niż ta świecąca i tłusta, której kroki człapały się dokoła niego i przenikały tarczę kołdry, bijąc w mózg bez przebaczenia i ulgi.
Bo tamta zdawała się oczekiwać na coś od niego oprócz pieniędzy i spazmu miłosnego.
Ta nie czekała na nic.
Bo nie chciała, aby jej coś sam dobrowolnie przyniósł.
Tylko mu wszystko wydarła...
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
W kuchni do czerwoności rozpalają się cegły.
Zostaną wrzucone do kubełka, polane roz-