postaci i choć o nim nie myślała, to był tuż przy niej, ciągle, ciągle, ciągle.
Do spowiedzi.
Gdy wstanie, pójdzie, zaprowadzi ją matka. I ksiądz nie da jej rozgrzeszenia, nie da jej, jako kobiecie upadłej... Bo raz Pita słyszała, jak mama mówiła do matki Jaśki o jakiejś pani „zakochała się znów ta upadła kobieta“.
Ach! i ona. Pita jest kobietą upadłą i będzie tak musiała powiedzieć księdzu. Wszyscy się dowiedzą, że nie dostała rozgrzeszenia.
Co za wstyd! co za hańba! I co jest jej zmartwienie w porównaniu z głupiemi bańkami Edka!
Rozmyślanie Pity przerywa hałas u drzwi kuchennych i chrobot szkła. To Władka niesie miednicę ciepłej wody, a w niej bańki. Lecz już drobnym kroczkiem podchodzi ku niej z sypialni Żebrowski i stara się odebrać jej z rąk miednicę.
— Proszę pozwolić.
— Ależ, proszę pana dobrodzieja...
— To za ciężkie.
— Cóż znowu...
Pita widzi ich przez wązką szparę parawanu, jak się certują, wydzierając sobie miednicę, w której bańki chroboczą, jak dzwoneczki.
Picie wydają się śmieszni. Ta dziobata z czerwonym fontasiem, uśmiechająca się niemile, i ojciec jakiś jakby nienaturalny, drepcący drewnianemi nogami, około których wiewają spodnie.
— Ja zaniosę.
— Nie mogę pozwolić.
Co się też ojcu stało? Jest bardzo, bardzo grzeczny, dla mamy, dla Pity, dla pań znajomych wogóle. Jest nawet grzeczny dla sług, skoro się nie skarży, że się o niego „ocierają“ tak, jak mówiła Marcysia. Ale żeby aż wydzierać głupią miednicę z rąk Władki i chcieć samemu nieść dalej, tego Pita się nie spodziewała.
Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/101
Ta strona została przepisana.