Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/105

Ta strona została przepisana.

A tu jedna szara godzina wydobywa te słowa na wierzch i domaga się często odpowiedzi, które stanowią wiele w życiu człowieka. Czasem jest to nawet zwrot zupełny, a czasem złamanie egzystencyi ludzkiej. Nie są to gwałtowne wybuchy wymiany zdań, padające, jak uderzenie miecza.
Nie, wcale.
Są to ciche słowa, lecące z ust prawie bezwiednie, czasem wskazówka prawdziwej treści tego, co się walką z losem nazywa, czasem poznanie się nagłe kilku dusz, które obok siebie żyły, lecz były dla siebie obce, czasem nagłe zrozumienie, że żyliśmy dotychczas w kłamstwie i fałszu, a w jednej chwili świat inny, czysty, krysztaliczny dostrzegliśmy przed sobą.
Cicho, cicho płyną z ust słowa o szarej godzinie w szczelnie zamkniętych, drobnych mieszkaniach, gdzie nie pali się wcześnie światło, bo „nafta droga“, a zapóźno jest, aby dojrzeć litery książki lub ściegi cer na zniszczonej bieliźnie.

. . . . . . . . . . . . . . . . . .

Tuśka wyszła, bo dostrzegła, że koroneczki u kaftaników Pity są bardzo „żelazkiem spalone“.
— Kupię niciane: walansienki nic nie warte — rzuciła na odchodnem.
Przed nią wyszedł Żebrowski na gazety. Została Władka, która obecnie zdawała się obejmować rządy całego domu w swoje ręce. Lecz Władka poszła zaraz do kuchni na rozmowę z Marcysią, bo żyją teraz bardzo poufale z sobą. Zresztą tam stoi teraz maszyna i tam panna Władka szyje i szyje, jakby dziesięć panien miało iść za mąż na ulicy Wareckiej.
Przez pokój, gdzie chrząka, obrażony ciągle i zagniewany za bańki Edek, i cicho leży Pita, przesuwa się smukła postać Mundka. Jest szczuplejszy, bledszy i piękniejszy. Czarujące rysy jego twarzy wydelikatniały i opro-