Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/109

Ta strona została przepisana.

nagle do przekonania, że nie czuła żalu po niczem, że dokoła niej była zlodowaciała pustka — nic więcej, i że, nie wiedząc kiedy, przeżyła widocznie już wszystko.
Jednym tchem, jednym przelotem po przestworzach bezkresnych.
Co przeżyła — nie wie. Ale czuje, że była istnieniem ciężkiem, wbitem w masę, a co więcej, że jako to istnienie... cierpiała.
Więc zdaje się jej, że to było całe życie, takie, jakie ją czekało i później. Tak — nic więcej. Więc tego żałować nie mogła, bo choć nic właściwie nie pamiętała, to przecież było to czarne, nie mające żadnych jasnych punktów istnienia.
Więc — czego?
Odrywa rączki od oczu i mówi nizkim, jakimś jej nieznanym głosem.
— Nie, Mundku! nie żałuje się niczego.
Pochylił się nad nią tak, że czuje jego oddech trochę przepojony papierosami.
— Raz jeszcze cię pytam, nie pragnie się żyć?
— Nie, Mundku!
On zasłonił oczy i stoi chwilę nieruchomy.
Pita uklękła zupełnie na posłaniu, wyciągnęła ku niemu ręce.
— Mundku!
Milczenie.
— Mundku, co z tobą?
Milczenie.
Pita nieśmiało wyciąga ręce i szuka rąk brata. Znalazła je. Rozpaczliwie do twarzy przyciśnięte.
A co więcej, wśród palców padają wielkie gorące łzy.
Ach! jakie wielkie gorące łzy!...
Pitę łzy te ukłóły gorącem pchnięciem w samo serce.
— Mundku! nad czem ty płaczesz?
Cały drży. Mężczyzna płacze. Boże! Raz tylko widziała, jak ojciec jej płakał, ale cicho, bardzo. I to od-